Być może myślał, że zostanie wielkim biskupem. Być może miał plany na prowadzenie diecezji. Być może miał marzenie, że zostanie zniesione niewolnictwo, że nie będzie niewierności w małżeństwach. Być może myślał: „Pozyskam wielu pogan dla Chrystusa”.
Tymczasem św. Wojciechowi niewiele udało się w życiu. Głosił Słowo – nie słuchano go. Upominał – nic z tego nie wynikało. Chciał pomóc kobiecie oskarżonej o cudzołóstwo – wymordowano jego braci z rodzinami. Poszedł z misją ewangelizacyjną do Prus – został zabity.
Od 1 do 4 maja pojechaliśmy z pielgrzymką śladami św. Wojciecha do Pragi. Wszystko było zaplanowane, przynajmniej tak się wydawało. Hotel, kościoły, w których będą odprawiana Msze św., zwiedzanie. Problemy zaczęły się już pierwszego dnia. Zupy na kolację zwyczajnie brakło. W drugim dniu przez korki spóźniliśmy się na Mszę św. do kościoła św. Idziego. Szukaliśmy świątyni, w której umożliwiono by nam sprawowanie Najświętszej Ofiary. Biegaliśmy od drzwi do drzwi i dzwoniliśmy, do kogo tylko się dało. Ostatecznie udało się – o. Stanisław, franciszkanin, zaprosił nas do kaplicy św. Anny. Byliśmy uratowani i szczęśliwi. Po drodze nie działały audio-guidy. Ale kulminacja nastąpiła w ostatnim dniu. Pojechaliśmy do kościoła w Broumovie, gdzie w samo południe mieliśmy odprawić Eucharystię. Kiedy przybyliśmy na miejsce, okazało się, że Msza owszem, jest zarezerwowana, ale w Brevnovie koło Pragi. I znów szukanie kościoła. Tym razem dodzwoniliśmy się do Nachodu, gdzie na rynku znajduje się kościół św. Wawrzyńca. I tam mogliśmy odprawić ostatnią Mszę św. na naszej pielgrzymce. Czeski błąd, wielki błąd, jak na biuro podróży. Ale coś trzeba było zrobić. Z narzekania nie ma nic.
Cóż, szlak św. Wojciecha to nie tylko miejsca z nim związane. To nie tylko kościoły pod jego wezwaniem. Szlak Wojciechowy to zaproszenie do tego, aby naśladować tego biskupa i męczennika. Jest nam bardzo bliski, bo przecież często nasze plany i pomysły z różnych powodów nie realizują się. Nie wiadomo czemu, ale czasem idzie jak po grudzie w domu, szkole, na uczelni, w pracy. Pomimo najlepszych chęci – nie wychodzi nam. I to frustruje, ale jakoś przecież trzeba zareagować. Poszukać rozwiązania. I ofiarować swoje trudy jako wynagrodzenie za grzechy lub jako prośbę w konkretnej intencji. Można to uczynić np. przy modlitwie wieczornej. To jest podobnie jak z chorobą – jest nieproszona, niechciana, ale swój ból, swoją niewygodę można zawsze oddać Bogu.
Nasza grupa, pomimo wielu problemów, zachowała spokój i pogodę ducha. Mieli milion powodów, żeby się zbuntować, żeby narzekać, żeby żądać zadośćuczynienia. Nic takiego się nie wydarzyło. Działanie Ducha Św., który jest Bogiem zgody i jedności, a także św. Wojciecha, z pewnością w tym pomogły.
Nie wierzę w przypadki. Wierzę w Bożą Opatrzność. I mam przekonanie, że z jakichś powodów Bóg chciał nam dać takie, a nie inne znaki. W dniu wspomnienia św. Floriana w modlitwie nad darami modliliśmy się takimi słowami: „Boże, Królu wieków, przyjmij Ofiarę pojednania i chwały, którą Ci składamy oddając cześć świętemu Florianowi, męczennikowi, niech ona wyjedna nam przebaczenie grzechów i przemieni nasze życie w nieustanne dziękczynienie”. Przypomniały mi się słowa św. Pawła: „W każdym położeniu dziękujcie, taka bowiem jest wola Boża względem was…” To takie ważne, żeby uczyć się dziękować: Bogu i ludziom, bo zawsze jest za co podziękować.
Co zobaczyliśmy w czasie naszej pielgrzymki? Zeleną Horę, gdzie znajduje się Sanktuarium św. Jana Nepomucena – męczennika tajemnicy spowiedzi. Libice – miejsce narodzin św. Wojciecha. W Pradze m.in. Katedrę św. Wita, Wacława i Wojciecha na Hradczanach, Zamek Królewski, Złotą Uliczkę, a oprócz tego: imponujące Ogrody Wallensteina, Most Karola, Kościół MB Zwycięskiej z Dzieciątkiem Praskim, Rynek i wiele, wiele innych obiektów. Pielgrzymi przez dwa dni cierpliwie przemierzali kolejne uliczki i zakątki tego cudownego czeskiego miasta. W ostatnim dniu udaliśmy się jeszcze do Kutnej Hory, do kościoła św. Barbary, wpisanego na listę UNESCO. W Nachodzie, oprócz Mszy św. i posiłku, poznaliśmy sekrety produkcji piwa w browarze Primator.
Wielu z nas na pewno czuje niedosyt. I to dobrze, bo dzięki temu wrócimy do Pragi i będziemy tam mieli co robić. Wielu czuje radość, bo odpoczęli po trudach dnia codziennego. Wielu czuje, że zostali umocnieni do dalszego działania. Wniosek jest taki: Bóg naprawdę działa w naszych słabościach, jest obecny w naszych dołach, nie zostawia nas, kiedy nie wiemy, co robić.
Przez wstawiennictwo św. Wojciecha, dziękujemy Ci, nasz Panie!